– Na scenie jest Walentyna grana przez Julię Kijowską a obok, czy może w tle, chór kobiet, śpiewaczek, uosabiających bezimienną zbiorowość kosmonautek, które przygotowywane były do roli ewentualnych dublerek Walentyny – mówi Maciej Wojtyszko, opiekun artystyczny telewizyjnego przedstawienia „Walentyna” zrealizowanego w ramach cyklu „Teatroteka”.
Zacznijmy najpierw od tematu sztuki i postaci tytułowej…
– Młodzi ludzie nie pamiętają, a większość z nich nie wie zapewne, kim była Walentyna Tierieszkowa. Była radziecką kosmonautką, pierwszą kobietą w kosmosie, która odbyła swój lot w 1963 roku. Tierieszkowa, była tkaczka, na wiele lat stała się jedną z ikon radzieckiej propagandy okresu rządów Nikity Chruszczowa. Nazywano ją radziecką boginią matką, radziecką Matką Boską, sowiecką Madonną. Na lata stała się instytucją, otrzymywała tysiące listów z całego ZSRR z prośbami o pomoc we wszystkich możliwych sprawach.
Oryginalna jest forma spektaklu. Poproszę o kilka zdań na ten temat…
– Na scenie jest Walentyna grana przez Julię Kijowską a obok, czy w tle chór kobiet, śpiewaczek, uosabiających bezimienną zbiorowość kosmonautek, które przygotowywane były do roli ewentualnych dublerek Tierieszkowej. Tekst powstał w oparciu między innymi o jej pamiętniki i wypowiedzi innych radzieckich kosmonautów.
Jak doszło do tej realizacji i do tego, że został Pan artystycznym opiekunem przedsięwzięcia?
– Jestem członkiem Rady Programowej Wytwórni Filmów Dokumentalnych i Telewizyjnych w Warszawie. Na jednym z posiedzeń pojawiła się idea, żeby Wytwórnia wspierała Telewizję Polską realizacją przedstawień na terenie Wytwórni. Chodziło przede wszystkim o wspieranie młodej polskiej dramaturgii. Tak powstał projekt „Teatroteka”. Znam sporo młodych reżyserów teatralnych, absolwentów Wydziału Reżyserii Akademii Teatralnej, umiejących posługiwać się kamerą. Należy do nich reżyser „Walentyny”, Wojtek Faruga. Jest jednym z moich najzdolniejszych uczniów, znam go od dawna. To bardzo twórcza i oryginalna osobowość, o której nieraz jeszcze usłyszymy. Jako szesnastolatek, piętnaście lat temu zrobił na wakacyjnym obozie amatorskie przedstawienie według „Stu lat samotności” Marqueza, w formie żywych obrazów. Było silne, mocne, wstrząsające i do tej pory je pamiętam.
Czy „Walentyna” to pierwszy spektakl w ramach „Teatroteki”?
– Nie, to był to drugi z kolei, spośród ośmiu, tytuł zrealizowany w ramach „Teatroteki”. Pierwszym była „Walizka” Wawrzyńca Kostrzewskiego.
Wykonawczyni tytułowej roli, Julia Kijowska, jest nie tylko cenioną aktorką swojej generacji, ale także współautorką koncepcji i scenariusza…
– Julia to świetna i już dojrzała aktorka, o dużej świadomości zawodowej. Także, jak się okazuje, utalentowana jako pisarka, autorka dramatyczna. W ogóle cały zespół twórców tego spektaklu, to grono bardzo utalentowanych młodych ludzi nadających na tych samych falach. Zaliczam do nich także między innymi scenografkę i kostiumologa, Agatę Skwarczyńską, kompozytorkę i aranżerkę pieśni Zuzannę Falkowską i autora zdjęć, Arka Tomiaka.
Jak Pan ocenia ostateczny efekt w postaci spektaklu „Walentyna”?
– Powstało znakomite przedstawienie, niezwykle inteligentne i niezwykle interesujące, o kosztach psychologicznych podróży w kosmos i jednocześnie o kosztach przebywania w określonym systemie politycznym. Efekt jest imponujący.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał Krzysztof Lubczyński